English version

Ostatni numer:



Szukaj
w artykułach:

Stronę przygotowało
Polskie Stowarzyszenie
Obrońców Życia
Człowieka - wydawca
pisma "Służba Życiu"



2001/01 - Nikotynizm

Nikotynizm

Krystyna Gurgul

Handlarze śmiercią

Co ukrywał przemysł tytoniowy?

Przez dziesiątki lat koncerny papierosowe były świadome zagrożeń związanych z paleniem tytoniu a równocześnie stale twierdziły, że nie ma dowodów na to, że związki zawarte w dymie tytoniowym wywołują choroby, że nikotyna nie uzależnia.

   Wniesiony w 1994 roku pozew stanu Minnesota przeciwko firmom tytoniowym przejdzie do historii jako pierwszy, w którym ujawniono tajne, wewnętrzne dokumenty koncernów. Nawet pobieżna analiza tej ich części, która jest dostępna w Internecie, pozwala na przyjrzenie się poczynaniom firm tytoniowych, dotąd przez 50 lat ukrywanym przed opinią publiczną. Informacje zawarte w archiwach świadczą o tym, że przez dziesiątki lat koncerny papierosowe były świadome zagrożeń związanych z paleniem tytoniu a równocześnie stale twierdziły, że nie ma dowodów na to, że związki zawarte w dymie tytoniowym wywołują choroby, że nikotyna nie uzależnia, a reklamy i akcje promujące papierosy nie są skierowane do dzieci ani młodzieży. Dokumenty pozwalają zobaczyć, jak firmy reagowały na coraz liczniejsze dowody na to, że ich produkty zabijają i jak starały się podtrzymać uzależnienie od nikotyny wśród palaczy, m.in. promując "lekkie" papierosy.

    W 1972 roku amerykański Tobacco Institute wydał dokument, w którym dokonał przeglądu sposobów obrony interesów firm tytoniowych przed rozpowszechniającymi się poglądami na temat szkodliwych efektów zdrowotnych palenia tytoniu. Podstawowa linia działania koncernów miałą polegać na stworzeniu atmosfery domniemań i wątpliwości dotyczących efektów zdrowotnych palenia, bagatelizowaniu wpływu tytoniu na zdrowie, podkreślaniu innych czynników ryzyka rozwoju chorób. W sierpniu 2000 roku komisja powołana przez WHO do zbadania odtajnionych dokumentów ujawniła, że firmy tytoniowe prowadziły zakrojone na szeroką skalę działania, mające na celu zdyskredytowanie WHO i związanych z nią organizacji.

Opłacani przez koncerny pracownicy naukowi podważali wiarygodność informacji o szkodliwości palenia, a inni specjaliści starali się odwrócić uwagę opinii społecznej od akcji antynikotynowych.

    Giganci tytoniowi działali w ten sposób głównie w krajach, gdzie rozpoczynali dopiero sprzedaż swoich wyrobów, a możliwość pozyskania nowych palaczy była duża, m.in. w Polsce.

Kłamstwa

    Jak wynika z opublikowanych materiałów, już na początku lat 50. firmy tytoniowe posiadały dane na temat rakotwórczego i uzależniającego działania papierosów. Na początku lat 60. BAT (British American Tobacco) stwierdził podczas badań we własnych laboratoriach, że smoła tytoniowa wywołuje raka u zwierząt. Podjęto próby usunięcia jak największej ilości rakotwórczych substancji z papierosa, okazało się jednak, że związków tych jest tak dużo, że stworzenie "bezpiecznego papierosa" jest po prostu niemożliwe. Koncerny nadal jednak dementowały pojawiające się w prasie medycznej informacje potwierdzające wpływ palenia na rozwój raka płuc i chorób krążenia. Oto cytat z oficjalnego raportu z roku 1983:
    "Nie udowodniono naukowo, że palenie papierosów wywołuje takie choroby przewlekłe jak: rak płuca, choroby serca czy rozedma. Nie wykazano także wpływu ubocznego na ciążę".

Nikotyna

    Również właściwości uzależniające nikotyny zostały potwierdzone na początku lat 60. Z badań przeprowadzonych na zlecenie firm wynikało, że należy ją uważać za substancję wpływającą na organizm podobnie jak inne narkotyki: paląc musi się zwiększać dawkę w celu osiągnięcia optymalnego efektu, a rzucenie nałogu prowadzi do zespołu odstawienia.

W tajnych dokumentach z 1963 roku szefowie koncernów tytoniowych przyznali, że ich praca polega właściwie na "sprzedaży narkotyku, skutecznie pomagającego w sytuacjach stresowych". Tymczasem w oficjalnych wypowiedziach twierdzili uparcie aż do ostatnich lat, że nikotyna nie uzależnia.

    Jeszcze w 1994 roku Thomas Sandefur, prezes B&W zeznawał przed Podkomisją Zdrowia i Środowiska Izby Reprezentantów: "Nie wierzę, że nikotyna uzależnia. Owszem, jest ona bardzo ważnym składnikiem dymu tytoniowego, ale ze względu na smak".
     Znaną sprawą jest podtrzymywanie przez przemysł tytoniowy twierdzenia, że papierosy "light" są bezpieczniejsze dla zdrowia. Wielu palaczy wybiera "lekkie" marki właśnie dlatego, że kampanie marketingowe utwierdzają ich w tym przekonaniu. Tymczasem ujawnione dokumenty firm stwierdzają wprost, że "lekkie" papierosy są jedynie skutecznym sposobem podtrzymania palaczy w nałogu, bo dla wielu palaczy stanowią alternatywę między dalszym paleniem, a rzuceniem go w obawie o zdrowie.
    Problem nikotyny w "lekkich" papierosach pojawił się w latach 70. Ponieważ zaczęło wzrastać zapotrzebowanie na papierosy zawierające mało substancji smolistych i nikotyny, przemysł tytoniowy skupił swoje działania na próbie ustalenia progowej, wystarczającej do podtrzymania uzależnienia, zawartości nikotyny w dymie. Dokumenty z 1980 roku świadczą, że obawiano się, iż niższe dawki doprowadzą do osłabienia uzależnienia fizycznego do poziomu niemożliwego do zastąpienia przez satysfakcję psychiczną. Firmy obawiały się, że w takiej sytuacji palacze albo rzucą palenie, albo wrócą do marek zawierających większe ilości nikotyny. Nota BAT (British-American Tobacco) stwierdza:
    "Jeżeli zbyt szybko zmniejszymy zawartość nikotyny lub obniżymy do poziomu niższego od progu aktywności farmakologicznej, zapewne duża ilość palaczy zrezygnuje wtedy z nałogu".
    Ponieważ dzięki odpowiednim zabiegom fizycznym i chemicznym można dowolnie modyfikować zawartość nikotyny w mieszance tytoniu i dymie papierosowym, a sam sposób palenia również ma istotny wpływ na to, jaka ilość nikotyny jest dostarczana do organizmu, biznes tytoniowy polega właściwie na udoskonalaniu, produkcji i sprzedaży produktów umożliwiających dostarczenie narkotyku. Potwierdza to cytat z ujawnionych dokumentów:
    "Przemysł tytoniowy należy właściwie uważać za wyspecjalizowaną gałąź przemysłu farmaceutycznego. Produkty tytoniowe, jako jedyne w swoim rodzaju dostarczają nikotynę, narkotyk o silnym działaniu fizjologicznym. Sam papieros nie jest niczym innym, jak metodą dostarczania nikotyny w akceptowalnej i atrakcyjnej formie. Nikotyna jest jedynym koniecznym jego składnikiem, logiczne jest więc projektowanie i produktu, i jego reklamy pod kątem najlepszego sposobu jej dostarczania".
    Dym jest najlepszym i najszybszym sposobem dostarczania nikotyny do organizmu, a papieros najlepszym urządzeniem umożliwiającym dozowanie dymu.

Producenci papierosów mogą precyzyjnie manipulować zawartością nikotyny w tytoniu, mogą nawet stworzyć papierosa zupełnie pozbawionego tej substancji. Jednak jest to oczywiście zupełnie nieopłacalne: firmy muszą ciągle pozyskiwać nowych palaczy w miejsce tych, którzy umierają z powodu chorób odtytoniowych, a nikt przecież nie będzie palił papierosów pozbawionych narkotycznego działania.

    Początek palenia przypada zwykle na bardzo młody wiek, ważne jest więc wytworzenie jak najwcześniej mocnego uzależnienia od nikotyny, aby zyskać nowych stałych klientów. Dlatego większość reklam tytoniu jest kierowana do młodzieży: wielu nastolatkom (jak wynika z badań opublikowanych przez kwartalnik Tobacco Control), tylko kilka dni palenia wystarcza, by się uzależnić. Młody organizm jest prawdopodobnie bardziej podatny na działanie nikotyny, dlatego dzieci i nastolatki uzależniają się szybciej niż dorośli.

Niebezpiecznie "lekkie"

     Kompensacja to podświadome zmiany w sposobie palenia papierosów normalnych i "lekkich", które prowadzą do wyrównania ilości nikotyny, jaką dostarcza się organizmowi podczas palenia produktów różniących się jej zawartością. Aby osiągnąć optymalne stężenie nikotyny we krwi, palacze podświadomie modyfikują sposób palenia - dla zdrowia nie ma więc właściwie żadnego znaczenia, czy pali się zwykłe, czy "lekkie" papierosy.
     Im mniej nikotyny w papierosie, tym więcej trzeba wypalić, aby jej potrzebną ilość dostarczyć do organizmu, a przecież dym tytoniowy to przede wszystkim smoła i karcinogeny. Dzięki kompensowaniu ilość dostarczonej nikotyny będzie taka sama, ale wskutek dłuższych i częstszych wdechów może się nawet zwiększyć ilość wdychanych rakotwórczych substancji. Paradoksalnie, papierosy "lekkie" należy uznać za bardziej szkodliwe dla zdrowia niż zwykłe. Dlaczego więc nie stworzyć papierosów zawierających obniżoną zawartość substancji smolistych przy nie zmienionej zawartości nikotyny? Jak wynika z raportu Lekarza Generalnego USA z 1981 roku, promowanie takich papierosów nie jest najlepszym rozwiązaniem. Po pierwsze, to nikotyna odpowiada za powstawanie i podtrzymanie uzależnienia, jest ona także prekursorem karcinogennych N-nitrozoamin, zwiększa wreszcie wyraźnie ryzyko chorób serca. Żaden rodzaj papierosa nie jest więc bezpieczny: jedynie rzucenie palenia może przynieść korzyści zdrowotne.

Amoniak

    Jedną z najbardziej zaskakujących informacji zawartych w dokumentach firm tytoniowych były dowody przedstawiające niemal trzydziestoletnie, trwające od lat 70. wysiłki koncernów w celu zmiany chemicznej formy nikotyny i zwiększenia ilości fazy wolnej w dymie. W zależności od pH nikotyna może występować w kilku różnych postaciach chemicznych: jako sól w środowisku kwaśnym lub forma niezwiązana w środowisku zasadowym. Wolna nikotyna łatwo przenika przez błony biologiczne, w tym przez barierę pęcherzykową w płucach. O wiele dłużej przenika nikotyna zawarta w kropelkach aerozolu. Proces dyfuzji można jednak przyspieszyć zwiększając pH i rozcieńczając dym: pierwsze uzyskuje się dodając związki amoniaku podczas obróbki tytoniu, drugie przez stosowanie filtrów ze specjalnymi otworami wentylacyjnymi. Im wyższe pH tytoniu i frakcji kropelkowej dymu, tym większy procent łatwo wchłanianej nikotyny, szybsze przenikanie do krwi i wyższe stężenia osiągane w mózgu. Manipulacje nad pH rozpoczęła firma Phillip Morris produkująca m. in. papierosy Marlboro, w połowie lat 80. dołączyły niemal wszystkie większe koncerny tytoniowe. W dokumencie z 1971 roku czytamy:
    "Realizujemy projekt, którego celem jest obniżenie całkowitej ilości nikotyny w dymie, przy jednoczesnym zwiększeniu jej efektu fizjologicznego. W ten sposób - redukując zawartość nikotyny w tytoniu - nie doprowadzimy do zmniejszenia efektów jej działania na organizm".
Najczęściej stosowaną metodą podnoszenia pH jest dodawanie związków amoniaku podczas obróbki tytoniu. Technologię wprowadzoną przez koncern Phillip Morris wykorzystują obecnie niemal wszystkie firmy tytoniowe. Ma ona bardzo ważną zaletę:

Maszyny testujące dym tytoniowy mogą wykryć tylko nikotynę fazy aerozolowej, nie są natomiast w stanie zmierzyć poziomu wolnej formy gazowej. Dzięki amoniakowi można stworzyć papierosy o bardzo małej całkowitej zawartości nikotyny, których wpływ na organizm będzie nawet wyższy od zwykłych.

    W oficjalnych raportach firmy tytoniowe twierdzą, że amoniak dodawany jest do papierosów tylko w celu poprawienia smaku, zredukowania działania drażniącego i utrwalenia papierosa, a ewentualne zmiany we frakcjach nikotyny należy uznać za niezamierzone efekty uboczne. Więcej, nawet w 1995 roku, tuż przed ujawnieniem dokumentów, firmy tytoniowe zapewniały, że zarzuty dotyczące dodawania amoniaku w celu podwyższenia nikotyny są całkowicie bezpodstawne i nieprawdziwe. Zupełnie inne stwierdzenia zawierają tajne raporty firm dotyczące wykorzystania amoniaku w produkcji papierosów. Dokumenty te informują wprost: " (...) amoniak reaguje z solami nikotyny uwalniając wolną formę, co w rezultacie doprowadza do zwiększenia wpływu nikotyny na organizm".
    Amoniak rozwiązał wiele problemów firm tytoniowych: pozwolił wyprodukować papierosy zawierające mniej substancji smolistych i nikotyny w dymie, ale posiadające taki sam efekt uzależniający. Konsumenci, przekonani, że palą "zdrowe" papierosy, wybierają "lekkie" marki. W dalszym ciągu otrzymują jednak wysokie dawki nikotyny, których potrzebują. Technologię użycia amoniaku należy uznać za przełomową dla producentów tytoniu. Z analiz wynika, że w miarę jak wzrastało pH i zawartość wolnej nikotyny w papierosach Marlboro, wzrastała wyraźnie sprzedaż tej marki. Philip Morris szybko stał się jednym z najważniejszych producentów papierosów.

Filtry

    Firmy wprowadziły także wiele innowacji w budowie papierosa, np. mikroskopijne otwory wentylacyjne w początkowej części filtra. Podczas wdechu dym zostaje rozrzedzony przez dostające się do filtra powietrze. W takiej sytuacji palacz musi wdychać większe ilości lżejszego dymu, aby zapewnić sobie wystarczającą dostawę nikotyny. Głębokie "zaciąganie się" rozprowadza dym do najdalszych odcinków drzewa oskrzelowego: drobnych oskrzeli i pęcherzyków. Ostatnio pojawiły się informacje, że wśród palących "lekkie" papierosy zwiększyła się częstość występowania raka oskrzelikowo-pecherzykowego - nowotworu, który do tej pory nie był wiązany z paleniem tytoniu.

Tytoń

    Na początku lat 80. BAT rozpoczął badania nad specjalną, genetycznie zmodyfikowaną i bogatszą w nikotynę, odmianą tytoniu Y-1. Cała akcja miała na celu dotrzymanie kroku konkurencji Phillip Morris, firmie, której technologia dodawania amoniaku do papierosów przyniosła wielki sukces. Genetycznie zmodyfikowany tytoń Y-1 zawierał ponad dwa razy więcej nikotyny niż inne odmiany i świetnie nadawał się jako dodatek do mieszanek tytoniu, szczególnie przy jednoczesnym zastosowaniu amoniaku. Po wprowadzeniu kilku udoskonaleń uzyskano mieszankę zawierającą większą ilość nikotyny w stosunku do substancji smolistych, stopniowo "oddającą" nikotynę i posiadającą lepszy smak. Trudno określić, czy B&W dalej stosuje Y-1, np. w polskiej fabryce w Augustowie. Wiadomo natomiast, że mimo formalnego zakazu stosowania tej odmiany wydanego przez FDA, używana była w USA jeszcze w 1997 roku.

Dodatki

    Palacze wdychają też wiele groźnych substancji powstających w wyniku spalania dodatków smakowych wykorzystywanych w produkcji zapachowych papierosów. Przemysł tytoniowy deklaruje, że dodatki takie jak mentol, czekolada czy kakao są zupełnie bezpieczne, co nie jest prawdą, bo udowodniono, że podczas ich spalania powstają groźne związki rakotwórcze.

W sądzie

    Ujawnienie dokumentów w procesie Minnesota wyzwoliło lawinę roszczeń i pozwów skierowanych przeciwko firmom tytoniowym. W 1997 roku i na początku 1998 koncerny podpisały ugody z czterdziestoma prokuratorami stanowymi dotyczące kosztów leczenia palaczy i finansowania kampanii antynikotynowej.

    Do listopada 1998 roku podpisano porozumienia na sumę 246 miliardów dolarów. Ważna na 25 lat umowa wprowadza ograniczenia w reklamie, zakazuje marketingu skierowanego do młodzieży, zobowiązuje firmy do finansowania kampanii antynikotynowych i narzuca obowiązek pokrycia kosztów leczenia palaczy. W zamian za wymienione ustępstwa firmy tytoniowe uzyskały ochronę prawną przed pozwami stanowymi w sprawach odszkodowań.

    Przynajmniej teoretycznie, porozumienia nie mają ograniczać ofiarom nikotyny możliwości występowania z powództwem cywilnym.
    Kolejnym realnym zagrożeniem dla przemysłu jest możliwość objęcia wyrobów tytoniowych kontrolą FDA: jest coraz bardziej prawdopodobne, że papierosy jako środki uzależniające, trafią wkrótce na półki aptek.
    Pomiędzy latami 1954 a 2000, pomimo setek spraw sądowych przeciwko firmom tytoniowym, przemysł nie wypłacił ani centa odszkodowań ofiarom nałogu palenia (nie licząc porozumień stanowych). Jednak może się to radykalnie zmienić.

    14 lipca 2000 roku sąd w Miami wydał historyczny werdykt zobowiązujący największe amerykańskie firmy tytoniowe do wypłacenia 145 miliardów dolarów odszkodowań poszkodowanym palaczom (ok. 500 tys. osób) z Florydy. Ława przysięgłych uznała, że koncerny tytoniowe ponoszą odpowiedzialność za choroby palaczy, ponieważ produkują i sprzedają śmiercionośny produkt, a dodatkowo kłamią na temat skutków palenia.

    Najwięcej, bo aż 74 mld dolarów ma zapłacić Phillip Morris, producent papierosów Marlboro. Firmy zamierzają oczywiście odwołać się od wyroku. Ten spektakularny wyrok będzie prawdopodobnie trudny do przeforsowania w Sądzie Apelacyjnym.
    Na początku sierpnia 2000 roku przyznano 12,7 mln dolarów odszkodowań trójce palaczy, którzy wystąpili wcześniej z indywidualnymi pozwami. Jest to wydarzenie bez precedensu, bo do tej pory w całych Stanach palacze wygrali tylko sześć spraw, a większość z nich i tak zostanie odrzucona podczas apelacji.
    W tydzień po pomyślnym wyroku florydzkim zapadło postanowienie w pierwszej polskiej sprawie przeciwko koncernom tytoniowym. Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił pozew wniesiony przez mieszkańca Katowic, który żądał zadośćuczynienia za cierpienia swojej matki, nałogowej palaczki zmarłej na raka płuc. W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że w procesie nie udowodniono, aby pozwane zakłady Phillipa Morrisa w Krakowie i Zakłady Przemysłu Tytoniowego w Radomiu były odpowiedzialne za śmierć kobiety. Powód musi teraz zwrócić firmom koszty postępowania sądowego.

     Jak widać, mimo wielu dowodów na dziesiątki lat kłamstw i dezinformacji, tysięcy stron dokumentów świadczących o manipulacji zawartością nikotyny w papierosach i potwierdzonych niebezpiecznych efektów zdrowotnych palenia, w dalszym ciągu nie udaje się obarczyć koncernów tytoniowych odpowiedzialnością za miliony zgonów, do jakich doprowadza używanie ich produktów. Nie wiadomo również, jakie metody zastosować, żeby ograniczyć światową epidemię palenia. Według Amerykańskiego Towarzystwa Medycznego, istnieje tylko jeden skuteczny sposób: stopniowe obniżanie zawartości nikotyny we wszystkich rodzajach papierosów aż do poziomu dużo niższego od progowej dawki uzależniającej. Akcja taka może mieć również duże znaczenie w zapobieganiu rozpowszechnianiu nałogu wśród młodzieży, pomoże także palaczom rzucić nałóg. Według AMA, problemy kompensacji związanej z paleniem pozbawionych nikotyny papierosów można rozwiązać przez równoczesne zastosowanie terapii substytucyjnej nikotyny. Jak się wydaje, tylko całkowity globalny zakaz reklamy papierosów i stopniowe obniżanie zawartości nikotyny w papierosach mogą doprowadzić do, przynajmniej częściowego, zahamowania epidemii nikotynizmu.