Krystyna Gurgul
Handlarze śmiercią
Co ukrywał przemysł tytoniowy?
Przez dziesiątki lat koncerny papierosowe
były świadome zagrożeń związanych z paleniem tytoniu a równocześnie stale
twierdziły, że nie ma dowodów na to, że związki zawarte w dymie tytoniowym
wywołują choroby, że nikotyna nie uzależnia.
Wniesiony w 1994 roku
pozew stanu Minnesota przeciwko firmom tytoniowym przejdzie do historii
jako pierwszy, w którym ujawniono tajne, wewnętrzne dokumenty koncernów.
Nawet pobieżna analiza tej ich części, która jest dostępna w Internecie,
pozwala na przyjrzenie się poczynaniom firm tytoniowych, dotąd przez 50
lat ukrywanym przed opinią publiczną. Informacje zawarte w archiwach świadczą
o tym, że przez dziesiątki lat koncerny papierosowe były świadome zagrożeń
związanych z paleniem tytoniu a równocześnie stale twierdziły, że nie
ma dowodów na to, że związki zawarte w dymie tytoniowym wywołują choroby,
że nikotyna nie uzależnia, a reklamy i akcje promujące papierosy nie są
skierowane do dzieci ani młodzieży. Dokumenty pozwalają zobaczyć, jak
firmy reagowały na coraz liczniejsze dowody na to, że ich produkty zabijają
i jak starały się podtrzymać uzależnienie od nikotyny wśród palaczy, m.in.
promując "lekkie" papierosy.
W 1972 roku amerykański Tobacco Institute wydał
dokument, w którym dokonał przeglądu sposobów obrony interesów firm tytoniowych
przed rozpowszechniającymi się poglądami na temat szkodliwych efektów
zdrowotnych palenia tytoniu. Podstawowa linia działania koncernów miałą
polegać na stworzeniu atmosfery domniemań i wątpliwości dotyczących efektów
zdrowotnych palenia, bagatelizowaniu wpływu tytoniu na zdrowie, podkreślaniu
innych czynników ryzyka rozwoju chorób. W sierpniu 2000 roku komisja powołana
przez WHO do zbadania odtajnionych dokumentów ujawniła, że firmy tytoniowe
prowadziły zakrojone na szeroką skalę działania, mające na celu zdyskredytowanie
WHO i związanych z nią organizacji.
Opłacani przez koncerny pracownicy naukowi
podważali wiarygodność informacji o szkodliwości palenia, a inni specjaliści
starali się odwrócić uwagę opinii społecznej od akcji antynikotynowych.
Giganci tytoniowi
działali w ten sposób głównie w krajach, gdzie rozpoczynali dopiero sprzedaż
swoich wyrobów, a możliwość pozyskania nowych palaczy była duża, m.in.
w Polsce.
Kłamstwa
Jak wynika z opublikowanych
materiałów, już na początku lat 50. firmy tytoniowe posiadały dane na
temat rakotwórczego i uzależniającego działania papierosów. Na początku
lat 60. BAT (British American Tobacco) stwierdził podczas badań we własnych
laboratoriach, że smoła tytoniowa wywołuje raka u zwierząt. Podjęto próby
usunięcia jak największej ilości rakotwórczych substancji z papierosa,
okazało się jednak, że związków tych jest tak dużo, że stworzenie "bezpiecznego
papierosa" jest po prostu niemożliwe. Koncerny nadal jednak dementowały
pojawiające się w prasie medycznej informacje potwierdzające wpływ palenia
na rozwój raka płuc i chorób krążenia. Oto cytat z oficjalnego raportu
z roku 1983:
"Nie udowodniono naukowo, że palenie papierosów
wywołuje takie choroby przewlekłe jak: rak płuca, choroby serca czy rozedma.
Nie wykazano także wpływu ubocznego na ciążę".
Nikotyna
Również właściwości
uzależniające nikotyny zostały potwierdzone na początku lat 60. Z badań
przeprowadzonych na zlecenie firm wynikało, że należy ją uważać za substancję
wpływającą na organizm podobnie jak inne narkotyki: paląc musi się zwiększać
dawkę w celu osiągnięcia optymalnego efektu, a rzucenie nałogu prowadzi
do zespołu odstawienia.
W tajnych dokumentach z 1963 roku szefowie
koncernów tytoniowych przyznali, że ich praca polega właściwie na "sprzedaży
narkotyku, skutecznie pomagającego w sytuacjach stresowych". Tymczasem
w oficjalnych wypowiedziach twierdzili uparcie aż do ostatnich lat, że
nikotyna nie uzależnia.
Jeszcze w 1994 roku
Thomas Sandefur, prezes B&W zeznawał przed Podkomisją Zdrowia i Środowiska
Izby Reprezentantów: "Nie wierzę, że nikotyna uzależnia. Owszem,
jest ona bardzo ważnym składnikiem dymu tytoniowego, ale ze względu na
smak".
Znaną sprawą jest podtrzymywanie przez przemysł
tytoniowy twierdzenia, że papierosy "light" są bezpieczniejsze
dla zdrowia. Wielu palaczy wybiera "lekkie" marki właśnie dlatego,
że kampanie marketingowe utwierdzają ich w tym przekonaniu. Tymczasem
ujawnione dokumenty firm stwierdzają wprost, że "lekkie" papierosy
są jedynie skutecznym sposobem podtrzymania palaczy w nałogu, bo dla wielu
palaczy stanowią alternatywę między dalszym paleniem, a rzuceniem go w
obawie o zdrowie.
Problem nikotyny w "lekkich" papierosach
pojawił się w latach 70. Ponieważ zaczęło wzrastać zapotrzebowanie na
papierosy zawierające mało substancji smolistych i nikotyny, przemysł
tytoniowy skupił swoje działania na próbie ustalenia progowej, wystarczającej
do podtrzymania uzależnienia, zawartości nikotyny w dymie. Dokumenty z
1980 roku świadczą, że obawiano się, iż niższe dawki doprowadzą do osłabienia
uzależnienia fizycznego do poziomu niemożliwego do zastąpienia przez satysfakcję
psychiczną. Firmy obawiały się, że w takiej sytuacji palacze albo rzucą
palenie, albo wrócą do marek zawierających większe ilości nikotyny. Nota
BAT (British-American Tobacco) stwierdza:
"Jeżeli zbyt szybko zmniejszymy zawartość
nikotyny lub obniżymy do poziomu niższego od progu aktywności farmakologicznej,
zapewne duża ilość palaczy zrezygnuje wtedy z nałogu".
Ponieważ dzięki odpowiednim zabiegom fizycznym
i chemicznym można dowolnie modyfikować zawartość nikotyny w mieszance
tytoniu i dymie papierosowym, a sam sposób palenia również ma istotny
wpływ na to, jaka ilość nikotyny jest dostarczana do organizmu, biznes
tytoniowy polega właściwie na udoskonalaniu, produkcji i sprzedaży produktów
umożliwiających dostarczenie narkotyku. Potwierdza to cytat z ujawnionych
dokumentów:
"Przemysł tytoniowy należy właściwie uważać
za wyspecjalizowaną gałąź przemysłu farmaceutycznego. Produkty tytoniowe,
jako jedyne w swoim rodzaju dostarczają nikotynę, narkotyk o silnym działaniu
fizjologicznym. Sam papieros nie jest niczym innym, jak metodą dostarczania
nikotyny w akceptowalnej i atrakcyjnej formie. Nikotyna jest jedynym koniecznym
jego składnikiem, logiczne jest więc projektowanie i produktu, i jego
reklamy pod kątem najlepszego sposobu jej dostarczania".
Dym jest najlepszym i najszybszym sposobem dostarczania
nikotyny do organizmu, a papieros najlepszym urządzeniem umożliwiającym
dozowanie dymu.
Producenci papierosów mogą precyzyjnie manipulować
zawartością nikotyny w tytoniu, mogą nawet stworzyć papierosa zupełnie
pozbawionego tej substancji. Jednak jest to oczywiście zupełnie nieopłacalne:
firmy muszą ciągle pozyskiwać nowych palaczy w miejsce tych, którzy umierają
z powodu chorób odtytoniowych, a nikt przecież nie będzie palił papierosów
pozbawionych narkotycznego działania.
Początek palenia
przypada zwykle na bardzo młody wiek, ważne jest więc wytworzenie jak
najwcześniej mocnego uzależnienia od nikotyny, aby zyskać nowych stałych
klientów. Dlatego większość reklam tytoniu jest kierowana do młodzieży:
wielu nastolatkom (jak wynika z badań opublikowanych przez kwartalnik
Tobacco Control), tylko kilka dni palenia wystarcza, by się uzależnić.
Młody organizm jest prawdopodobnie bardziej podatny na działanie nikotyny,
dlatego dzieci i nastolatki uzależniają się szybciej niż dorośli.
Niebezpiecznie "lekkie"
Kompensacja
to podświadome zmiany w sposobie palenia papierosów normalnych i "lekkich",
które prowadzą do wyrównania ilości nikotyny, jaką dostarcza się organizmowi
podczas palenia produktów różniących się jej zawartością. Aby osiągnąć
optymalne stężenie nikotyny we krwi, palacze podświadomie modyfikują sposób
palenia - dla zdrowia nie ma więc właściwie żadnego znaczenia, czy pali
się zwykłe, czy "lekkie" papierosy.
Im mniej nikotyny w papierosie, tym więcej
trzeba wypalić, aby jej potrzebną ilość dostarczyć do organizmu, a przecież
dym tytoniowy to przede wszystkim smoła i karcinogeny. Dzięki kompensowaniu
ilość dostarczonej nikotyny będzie taka sama, ale wskutek dłuższych i
częstszych wdechów może się nawet zwiększyć ilość wdychanych rakotwórczych
substancji. Paradoksalnie, papierosy "lekkie" należy uznać za
bardziej szkodliwe dla zdrowia niż zwykłe. Dlaczego więc nie stworzyć
papierosów zawierających obniżoną zawartość substancji smolistych przy
nie zmienionej zawartości nikotyny? Jak wynika z raportu Lekarza Generalnego
USA z 1981 roku, promowanie takich papierosów nie jest najlepszym rozwiązaniem.
Po pierwsze, to nikotyna odpowiada za powstawanie i podtrzymanie uzależnienia,
jest ona także prekursorem karcinogennych N-nitrozoamin, zwiększa wreszcie
wyraźnie ryzyko chorób serca. Żaden rodzaj papierosa nie jest więc bezpieczny:
jedynie rzucenie palenia może przynieść korzyści zdrowotne.
Amoniak
Jedną z najbardziej
zaskakujących informacji zawartych w dokumentach firm tytoniowych były
dowody przedstawiające niemal trzydziestoletnie, trwające od lat 70. wysiłki
koncernów w celu zmiany chemicznej formy nikotyny i zwiększenia ilości
fazy wolnej w dymie. W zależności od pH nikotyna może występować w kilku
różnych postaciach chemicznych: jako sól w środowisku kwaśnym lub forma
niezwiązana w środowisku zasadowym. Wolna nikotyna łatwo przenika przez
błony biologiczne, w tym przez barierę pęcherzykową w płucach. O wiele
dłużej przenika nikotyna zawarta w kropelkach aerozolu. Proces dyfuzji
można jednak przyspieszyć zwiększając pH i rozcieńczając dym: pierwsze
uzyskuje się dodając związki amoniaku podczas obróbki tytoniu, drugie
przez stosowanie filtrów ze specjalnymi otworami wentylacyjnymi. Im wyższe
pH tytoniu i frakcji kropelkowej dymu, tym większy procent łatwo wchłanianej
nikotyny, szybsze przenikanie do krwi i wyższe stężenia osiągane w mózgu.
Manipulacje nad pH rozpoczęła firma Phillip Morris produkująca m. in.
papierosy Marlboro, w połowie lat 80. dołączyły niemal wszystkie większe
koncerny tytoniowe. W dokumencie z 1971 roku czytamy:
"Realizujemy projekt, którego celem jest
obniżenie całkowitej ilości nikotyny w dymie, przy jednoczesnym zwiększeniu
jej efektu fizjologicznego. W ten sposób - redukując zawartość nikotyny
w tytoniu - nie doprowadzimy do zmniejszenia efektów jej działania na
organizm".
Najczęściej stosowaną metodą podnoszenia pH jest dodawanie związków amoniaku
podczas obróbki tytoniu. Technologię wprowadzoną przez koncern Phillip
Morris wykorzystują obecnie niemal wszystkie firmy tytoniowe. Ma ona bardzo
ważną zaletę:
Maszyny testujące dym tytoniowy mogą wykryć
tylko nikotynę fazy aerozolowej, nie są natomiast w stanie zmierzyć poziomu
wolnej formy gazowej. Dzięki amoniakowi można stworzyć papierosy o bardzo
małej całkowitej zawartości nikotyny, których wpływ na organizm będzie
nawet wyższy od zwykłych.
W oficjalnych raportach
firmy tytoniowe twierdzą, że amoniak dodawany jest do papierosów tylko
w celu poprawienia smaku, zredukowania działania drażniącego i utrwalenia
papierosa, a ewentualne zmiany we frakcjach nikotyny należy uznać za niezamierzone
efekty uboczne. Więcej, nawet w 1995 roku, tuż przed ujawnieniem dokumentów,
firmy tytoniowe zapewniały, że zarzuty dotyczące dodawania amoniaku w
celu podwyższenia nikotyny są całkowicie bezpodstawne i nieprawdziwe.
Zupełnie inne stwierdzenia zawierają tajne raporty firm dotyczące wykorzystania
amoniaku w produkcji papierosów. Dokumenty te informują wprost: "
(...) amoniak reaguje z solami nikotyny uwalniając wolną formę, co w rezultacie
doprowadza do zwiększenia wpływu nikotyny na organizm".
Amoniak rozwiązał wiele problemów firm tytoniowych:
pozwolił wyprodukować papierosy zawierające mniej substancji smolistych
i nikotyny w dymie, ale posiadające taki sam efekt uzależniający. Konsumenci,
przekonani, że palą "zdrowe" papierosy, wybierają "lekkie"
marki. W dalszym ciągu otrzymują jednak wysokie dawki nikotyny, których
potrzebują. Technologię użycia amoniaku należy uznać za przełomową dla
producentów tytoniu. Z analiz wynika, że w miarę jak wzrastało pH i zawartość
wolnej nikotyny w papierosach Marlboro, wzrastała wyraźnie sprzedaż tej
marki. Philip Morris szybko stał się jednym z najważniejszych producentów
papierosów.
Filtry
Firmy wprowadziły
także wiele innowacji w budowie papierosa, np. mikroskopijne otwory wentylacyjne
w początkowej części filtra. Podczas wdechu dym zostaje rozrzedzony przez
dostające się do filtra powietrze. W takiej sytuacji palacz musi wdychać
większe ilości lżejszego dymu, aby zapewnić sobie wystarczającą dostawę
nikotyny. Głębokie "zaciąganie się" rozprowadza dym do najdalszych
odcinków drzewa oskrzelowego: drobnych oskrzeli i pęcherzyków. Ostatnio
pojawiły się informacje, że wśród palących "lekkie" papierosy
zwiększyła się częstość występowania raka oskrzelikowo-pecherzykowego
- nowotworu, który do tej pory nie był wiązany z paleniem tytoniu.
Tytoń
Na początku lat
80. BAT rozpoczął badania nad specjalną, genetycznie zmodyfikowaną i bogatszą
w nikotynę, odmianą tytoniu Y-1. Cała akcja miała na celu dotrzymanie
kroku konkurencji Phillip Morris, firmie, której technologia dodawania
amoniaku do papierosów przyniosła wielki sukces. Genetycznie zmodyfikowany
tytoń Y-1 zawierał ponad dwa razy więcej nikotyny niż inne odmiany i świetnie
nadawał się jako dodatek do mieszanek tytoniu, szczególnie przy jednoczesnym
zastosowaniu amoniaku. Po wprowadzeniu kilku udoskonaleń uzyskano mieszankę
zawierającą większą ilość nikotyny w stosunku do substancji smolistych,
stopniowo "oddającą" nikotynę i posiadającą lepszy smak. Trudno
określić, czy B&W dalej stosuje Y-1, np. w polskiej fabryce w Augustowie.
Wiadomo natomiast, że mimo formalnego zakazu stosowania tej odmiany wydanego
przez FDA, używana była w USA jeszcze w 1997 roku.
Dodatki
Palacze wdychają
też wiele groźnych substancji powstających w wyniku spalania dodatków
smakowych wykorzystywanych w produkcji zapachowych papierosów. Przemysł
tytoniowy deklaruje, że dodatki takie jak mentol, czekolada czy kakao
są zupełnie bezpieczne, co nie jest prawdą, bo udowodniono, że podczas
ich spalania powstają groźne związki rakotwórcze.
W sądzie
Ujawnienie dokumentów
w procesie Minnesota wyzwoliło lawinę roszczeń i pozwów skierowanych przeciwko
firmom tytoniowym. W 1997 roku i na początku 1998 koncerny podpisały ugody
z czterdziestoma prokuratorami stanowymi dotyczące kosztów leczenia palaczy
i finansowania kampanii antynikotynowej.
Do listopada 1998 roku podpisano porozumienia
na sumę 246 miliardów dolarów. Ważna na 25 lat umowa wprowadza ograniczenia
w reklamie, zakazuje marketingu skierowanego do młodzieży, zobowiązuje
firmy do finansowania kampanii antynikotynowych i narzuca obowiązek pokrycia
kosztów leczenia palaczy. W zamian za wymienione ustępstwa firmy tytoniowe
uzyskały ochronę prawną przed pozwami stanowymi w sprawach odszkodowań.
Przynajmniej teoretycznie, porozumienia nie mają
ograniczać ofiarom nikotyny możliwości występowania z powództwem cywilnym.
Kolejnym realnym zagrożeniem dla przemysłu jest
możliwość objęcia wyrobów tytoniowych kontrolą FDA: jest coraz bardziej
prawdopodobne, że papierosy jako środki uzależniające, trafią wkrótce
na półki aptek.
Pomiędzy latami 1954 a 2000, pomimo setek spraw
sądowych przeciwko firmom tytoniowym, przemysł nie wypłacił ani centa
odszkodowań ofiarom nałogu palenia (nie licząc porozumień stanowych).
Jednak może się to radykalnie zmienić.
14 lipca 2000 roku sąd w Miami wydał historyczny
werdykt zobowiązujący największe amerykańskie firmy tytoniowe do wypłacenia
145 miliardów dolarów odszkodowań poszkodowanym palaczom (ok. 500 tys.
osób) z Florydy. Ława przysięgłych uznała, że koncerny tytoniowe ponoszą
odpowiedzialność za choroby palaczy, ponieważ produkują i sprzedają śmiercionośny
produkt, a dodatkowo kłamią na temat skutków palenia.
Najwięcej, bo aż 74 mld dolarów ma zapłacić Phillip
Morris, producent papierosów Marlboro. Firmy zamierzają oczywiście odwołać
się od wyroku. Ten spektakularny wyrok będzie prawdopodobnie trudny do
przeforsowania w Sądzie Apelacyjnym.
Na początku sierpnia 2000 roku przyznano 12,7
mln dolarów odszkodowań trójce palaczy, którzy wystąpili wcześniej z indywidualnymi
pozwami. Jest to wydarzenie bez precedensu, bo do tej pory w całych Stanach
palacze wygrali tylko sześć spraw, a większość z nich i tak zostanie odrzucona
podczas apelacji.
W tydzień po pomyślnym wyroku florydzkim zapadło
postanowienie w pierwszej polskiej sprawie przeciwko koncernom tytoniowym.
Sąd Okręgowy w Krakowie oddalił pozew wniesiony przez mieszkańca Katowic,
który żądał zadośćuczynienia za cierpienia swojej matki, nałogowej palaczki
zmarłej na raka płuc. W uzasadnieniu wyroku sąd podkreślił, że w procesie
nie udowodniono, aby pozwane zakłady Phillipa Morrisa w Krakowie i Zakłady
Przemysłu Tytoniowego w Radomiu były odpowiedzialne za śmierć kobiety.
Powód musi teraz zwrócić firmom koszty postępowania sądowego.
Jak widać, mimo wielu dowodów na dziesiątki
lat kłamstw i dezinformacji, tysięcy stron dokumentów świadczących o manipulacji
zawartością nikotyny w papierosach i potwierdzonych niebezpiecznych efektów
zdrowotnych palenia, w dalszym ciągu nie udaje się obarczyć koncernów
tytoniowych odpowiedzialnością za miliony zgonów, do jakich doprowadza
używanie ich produktów. Nie wiadomo również, jakie metody zastosować,
żeby ograniczyć światową epidemię palenia. Według Amerykańskiego Towarzystwa
Medycznego, istnieje tylko jeden skuteczny sposób: stopniowe obniżanie
zawartości nikotyny we wszystkich rodzajach papierosów aż do poziomu dużo
niższego od progowej dawki uzależniającej. Akcja taka może mieć również
duże znaczenie w zapobieganiu rozpowszechnianiu nałogu wśród młodzieży,
pomoże także palaczom rzucić nałóg. Według AMA, problemy kompensacji związanej
z paleniem pozbawionych nikotyny papierosów można rozwiązać przez równoczesne
zastosowanie terapii substytucyjnej nikotyny. Jak się wydaje, tylko całkowity
globalny zakaz reklamy papierosów i stopniowe obniżanie zawartości nikotyny
w papierosach mogą doprowadzić do, przynajmniej częściowego, zahamowania
epidemii nikotynizmu.
|